Przy okazji koronawirusa o podróżach i troszeczkę (siłą rzeczy) o prawie…

Przy okazji koronawirusa o podróżach i troszeczkę (siłą rzeczy) o prawie…

Czytaj: 3 min

Niedawno miałem szczęście powrócić z ferii zimowych, które tym razem spędziłem podróżując po Azji. Szczęście moje jest tym większe, że byłem kilka dni w Singapurze i jak dotąd ani gorączki, ani kaszlu. Czyli chyba udało się nie zarazić. W czasie mojej podróży sytuacja związana z koronawirusem w Europie była jeszcze w miarę stabilna. Wirus rozprzestrzeniał się niemrawo, żadnych objawów paniki. Tymczasem w Azji, także poza Chinami, dynamika procesu była wówczas większa. Z konieczności zatem szukałem informacji o tym jak wygląda sytuacja na miejscu i w trakcie tych poszukiwań natknąłem się na stronę internetową singapurskiego ministerstwa zdrowia (https://www.moh.gov.sg/).

Na stronie pierwsze co się wyświetla to wielki napis: „Updates on COVID-19”. W zakładce tej codziennie udostępniane są nowe informacje. Są to na przykład dane o liczbie osób zarażonych, wyleczonych i hospitalizowanych – w stanie stabilnym lub stanie ciężkim. To jeszcze wydaje się całkiem zrozumiałe. Ostatecznie zarówno na stronach WHO jak i ECDC informacje takowe są podawane. Co mnie zaciekawiło jednak i lekko zafascynowało nawet, to poziom szczegółowości informacji. Mianowicie ministerstwo w codziennych komunikatach informowało o tym w jakich okolicach dana osoba mieszka, gdzie przebywała przed wystąpieniem symptomów, kiedy wystąpiły symptomy, ile ma lat i jakiej jest płci. Wkrótce do tych informacji dołączyły kolejne takie jak to czy dana osoba przybyła z regionu gdzie wirus oficjalnie został już potwierdzony, z iloma osobami kontaktowała się w Singapurze, ile z tych osób przebywa jeszcze w Singapurze, z iloma się skontaktowano i poddano kwarantannie. Imponujący contact tracing muszę przyznać.

Strona singapurskiego ministerstwa zdrowia dostarcza też sporo ciekawych informacji na temat tego jak w kraju tym rząd radzi sobie z problemem koronawirusa. Jak studzi niepokoje, publikując i nieustannie przypominając informacje o konieczności zachowania codziennej higieny, o tym, że używanie maseczek ochronnych przez osoby zdrowe nie ma żadnego sensu, maseczek powinni używać chorzy. O tym, że rozpowszechnianie fałszywych informacji na temat stanu spraw dotyczących rozprzestrzeniania się wirusa jest niedozwolone i może być podstawą odpowiedzialności.

Istotnie, spacerując po Singapurze, który różnił się od „zwykłego” Singapuru bez stanu zarazy tylko tym, że nie był zatłoczony, gdyż jak mi wyjaśnił jeden kierowca taksówki, sporo osób, za namową zresztą rządu i przy całkowitej aprobacie pracodawców, wybrało pracę zdalną z domu, nie zauważyłem śladów paniki. Mimo tego, iż ruch był wyraźnie mniejszy, nie było to miasto wymarłe. Półki sklepowe były pełne jak zwykle. Maseczki nosiły niektóre osoby, chyba nie mogę powiedzieć, że większość.

Wracając do strony singapurskiego ministerstwa zdrowia, znalazłem tam sporo informacji istotnych także dla przedsiębiorców i ciekawych dla prawników. Były to informacje dotyczące zaleceń rządu co do odbywania zgromadzeń publicznych, zamykania bądź nie szkół, wsparcia rządowego dla określonych sektorów gospodarki, które ucierpiały najbardziej z powodu spadku popytu na niektóre usługi np. wskutek zmniejszenia ruchu turystycznego i lokalnego. Pojawiły się też informacje o konieczności odbycia domowej kwarantanny przez osoby wracające z Chin, a wkrótce także informacje o konsekwencjach złamania tych zaleceń lub przepisów prawa regulujących zasady postępowania w sytuacji bądź co bądź kryzysowej. Okazało się, że zagraniczni posiadacze długoterminowej wizy upoważniającej do pracy w Singapurze, za złamanie zasad dotyczących obowiązkowej 14-dniowej domowej kwarantanny po powrocie z regionów dotkniętych wirusem, mogą takową wizę utracić ze skutkiem natychmiastowym i otrzymać dodatkowo zakaz wjazdu do Singapuru. Zaś wprowadzenie w błąd ministerstwa w trakcie procedury ustalania kręgu osób, z którymi osoby chore miały styczność może kosztować bodajże do 10 tys. dolarów singapurskich i do 6 miesięcy pozbawienia wolności. Srogo.

Jednocześnie, dość wcześnie wprowadzono obowiązkowy screening temperatury np. na lotnisku, w ZOO i innych miejscach publicznych, wsparty dodatkowo ręcznym pomiarem temperatury przed wejściem do niektórych zamkniętych obiektów, gdzie mogło przebywać naraz sporo ludzi na niewielkiej powierzchni.

Niestety nasz kraj znalazł się dzisiaj w miejscu, w którym Singapur był 23 stycznia br., kiedy to wykryto pierwszy potwierdzony przypadek zachorowania w Singapurze. Singapur, na tle świata radzi sobie chyba całkiem nieźle. Według stanu na dzień 4 marca 2020 r. łączna liczba zachorowań to 112 przypadków, z czego liczba już wyleczonych to 79, w szpitalu pozostaje 26 chorych w stanie stabilnym i 7 w stanie krytycznym. Jak dotąd nikt nie umarł. Kwarantannie w całym tym okresie poddano 3.204 bliskie kontakty osób zakażonych, z czego 355 odbywa kwarantannę nadal, zaś 2.849 ją zakończyło.

 

Tyle wieści z Singapuru. Wnioski i życzenia? Po pierwsze panika na pewno nie jest wskazana i do niczego nie prowadzi. To banał. Trzeba się myć – wstydzę się to pisać, bo to banał jeszcze większy. Nie ma też co napędzać koniunktury na maseczki ochronne. One nie działają, a ważne, żeby nie zabrakło chorym i lekarzom. No i należy mieć nadzieję, że polityka informacyjna rządu i sprawność działania służb odpowiedzialnych za zwalczanie zarazy i ograniczanie jej skutków będą co najmniej na poziomie jaki widziałem w Singapurze. Wkrótce się przekonamy…

Artur Zapała

radca prawny
Partner

Pin It on Pinterest